Czy kamienie są nieruchome?

I. Piszczelska Nr XXIV / Dotyk kamieni / Czas

Kamienie znalazłam przy okazji wyprawy do lasu z dziećmi. Zagłębienia po kałużach były nimi wypełnione, pewnie trafiły tu z pola obok. Samochód toczył się po nich wolno. Po lewej mieliśmy las zwany Pólkiem, w którym jako dziecko zbierałam grzyby, a po prawej spracowane pole.

Orne pola.

Dawniej każdy skrawek ziemi był użytkowany. Teraz z wielu miejscach równe redliny zaoranych pół zbiegły się jak wełna w praniu, a na ich miejscu samosiejki rozciągnęły w las. Kiedyś nic się nie marnowało, nawet polne kamienie. Zbierało się je w jedno miejsce na kupkę zwaną kamionką. Przydawały się potem w gospodarstwie do różnych rzeczy.

Z wyprawy do lasu przywiozłam kilka połówek samoistnie pękniętych polnych kamieni. Miałam pomysł, by zrobić z nich asamblaż, który nazwałam roboczo ogród – zen. Wyobrażałam sobie, że precyzyjnie grabiona ziemia wokół kamieni będzie nawiązywać do redlin ornej ziemi, jaką pamiętałam z dzieciństwa.

Kamienie w jakiś sposób mnie onieśmielają. Niezależnie od rozmiaru czuję się przy nich taka malutka. Moje połówki długo wygrzewały się na nasłonecznionym oknie pracowni, podobnie odpoczywała przywieziona ziemia. Szkic pomysłu, przypięty do tablicy nawet trochę wyblakł. Sporo czasu upłynęło zanim dojrzałam do zmierzenia się z tematem.

Najpierw przykleiłam kamienie.

Potem zmieszałam ziemię z klejem. Po kilku próbach odkryłam, że linie najlepiej formuje się palcami. Rysunek, który robię, kojarzy mi się z układem linii papilarnych. O kamieniach myślę jak o czymś stałym, nie do zmiany. Wokół nich mogę tylko zbudować nowy wzór. Tylko na układ linii mam wpływ, tylko je mogę kształtować dowolnie.

Czarna ziemia pod wpływem domieszki kleju zrobiła się ponura, a wzór, który podoba mi się z bliska, z daleka jest niewidoczny. Muszę go rozjaśnić. Wyciągam pudło z piaskiem znad morza, który zafarbowałam kiedyś na różne kolory. Z brązem pięknie kontrastuje turkus. Wsypuję piasek w lepkie jeszcze rowki, a dookoła kamieni umieszczam miniaturowe szklane koraliki i zostawiam pracę by wyschła.

Kiedy patrzę na nią następnego dnia mam poczucie, że straciłam grunt pod nogami. Koliste wzory na ziemi w połączeniu z niebieskim wyglądają jak koła rozchodzące się na wodzie.

I co dalej?

Równolegle w internecie trafiam na artykuł o Mary Raynolds, irlandzkiej projektantce ogrodów i jej książce „Ogrodowe przebudzenie”. Czuję dreszcze gdy czytam jej historię. W książce pisze o projektowaniu zgodnym ze wzorami i kształtami natury. O intencji, którą można zakodować w ogrodzie. Podaje przykłady różnych symboli, które mają w tym pomóc, a których oddziaływania trochę się boję. Świat w którym się poruszam jest równoległy i prostopadły. Ale nie mam żadnych wątpliwości, że czytam książkę kogoś, kto w tym, co robi odnalazł sens większy od siebie.

Ufając temu odczuciu, decyduję się wprowadzić symbol do mojego mini ogrodu. Nieregularnie ułożone kamienie chcę zestroić w całość. A pasuje mi do tego zagadkowy triskelion – trzy połączone ze sobą koliste ramiona – spirale, o kierunku zgodnym z ruchem Słońca po niebie. Wysypuję na próbę tę formę z jasnego piasku. Sam pomysł wygląda dobrze, ale piasek nie jest odpowiednim materiałem. Układam więc triskelion ze sztucznej trawy i zostawiam, aby zobaczyć jak się z nim czuję.

Kamień symbolem niezmienności?

Kiedy spoglądam na pracę za jakiś czas, znowu mam poczucie jakbym wkroczyła na białe miejsce na mapie. Dynamika formy triskelionu zmienia moje postrzeganie kamieni. Wydawało mi się, że kamienie są symbolem niezmienności, ugruntowania, a tymczasem znalazły się w ruchu. Trzy ramiona jak wiatrak zagarniają przestrzeń burząc wszelkie moje przekonania o stałości. A jednocześnie wokół kamieni powstały trzy miłe przyjazne zatoczki.

Potrzebuję nadać temu jakiś sens. Trzy jakości w równowadze? Przeszłość – teraźniejszość – przyszłość? Ciało – umysł – duch? Nie wiem, nie mam pojęcia, ale ufam, że jest ok, mimo że nie znajduję odpowiednich słów.

Kiedyś zaniepokoiła mnie myśl, że aby świadomie stanąć w pełni swojej mocy, trzeba zmierzyć się najpierw z pełnią antymocy. Przeraziło mnie to wtedy. To skojarzenie teraz wróciło i zaczęłam dokładniej analizować ciemną stronę mojego twórczego credo. Ze zdziwieniem na trzy sposoby odmieniłam słowo samotność. Potrójność przypomniała mi, że triskelion to przecież trzy spirale, a spirala to symbol ruchu, przepływu energii, zmiany. Żeby zmierzyć się z potrójną samotnością twórcy może porostu potrzebuję potrójną dawkę przepływu? A może potrzebuję więcej dynamiki, tylko po to by nie dać się przygnieść ciężarowi pandemii?

A może jednak chodzi o czas?

Na działce rodziców stoi obora zbudowana z polnego kamienia. Frontową ścianę tworzą precyzyjnie ułożone połówki wielkich kamieni. Babcia z podziwem wspominała fachowca, który dzielił je na pół. Kiedy byłam mała uwielbiałam w słoneczne dni wpatrywać się w złote odblaski miki na ścianie obory. Ta obora czym innym była dla dziadków, czym innym dla moich rodziców, czym innym jest dla mnie. Trzy nasze spojrzenia jak trzy zatoczki….Kamienie nie wydają mi się już czymś stałym, czymś nie do przeskoczenia. Nie, nie można ich zmienić, ale można o nich inaczej myśleć.

A może jedyną rzeczą na którą mam wpływ, którą mogę kształtować dowolnie, jest właśnie mój ruch? Ruch, który tworzy wzory, wymykające się prostym określeniom, przekształcające się w coraz to nowe? Proces tworzenia, nie efekt?Na wszelki wypadek, gdybym źle odczytywała znaki, do intencji, że chcę kształtować własne wzory, za Mary Reynolds dodaję zastrzeżenie: jeśli jest to częścią mojego przeznaczenia, jeśli tak ma być.