Malowanie z Gustawkiem

cc

O koniu Gustawie muszę napisać więcej, gdyż zdecydowanie na to zasługuje.

Gustaw jest ukochaną pluszowanką mojego syna, ostatnio niepodważalnym autorytetem w sprawach plastycznych. Dla Gustawa są rysowane jabłka i marchewki, łąka do biegania, strumyczek z wodą, i nawet góra tak wysoka, że gdy wejdzie na nią nocą, to kopytkiem będzie strącał gwiazdy…

To Gustaw dodaje otuchy, gdy rysowanie konkretnych rzeczy wydaje się pięciolatkowi zbyt trudne i frustrujące. Dla ukochanego przyjaciela łatwiej próbować pokonać opór, jaki stanowi bardziej precyzyjne przedstawianie rzeczywistych przedmiotów.

Rozkosznie abstrakcyjne linie “do naprawiania samochodu” czy też do “ścinania drzew”, linie które potrafiły być dosłownie wszystkim, nawet projektem pokoju; oraz plamy precyzyjnie malowane, przemalowywane i często na koniec ginące w szarości sięgającej po łokcie, ustępują miejsca rozpaczliwym stwierdzeniom: „nie udaaało mi się”, “nie umieeem”, “daj mi nowa kartkeeę”…

Pierwszym zwiastunem nowego etapu było ” tutaj mi nie wyszło”, ze wskazaniem na jedną z plam, która dla oka patrzącego z zewnątrz, niczym nie różniła się od innych plam namalowanych na tej pracy. Beztroska radość z samego procesu malowania dojrzała do potrzeby przedstawienia konkretu. Podpowiedzi typu “narysuj duże kółko to będzie brzuszek, a teraz małe to będzie główka” nie znalazły zastosowania ani trochę, a nawet wręcz przeciwnie, bo mama potrafi a ja nie.

I wtedy pomógł Gustwek – położył się na kartce i chciał żeby go odrysować. Na początek odrysowywanie i kolorowanie Gustawa okazało się świetną zabawą. A potem Gustaw zaczął potrzebować rożnych rzeczy. Na początku zupełnie podstawowych, jak woda do picia i trawa do jedzenia. Ale szybko okazało się, że gdzieś musi schronić się przed deszczem, chciałby mieć piękną łąkę z kwiatkami do biegania, lubi jeść jabłka i marchewki i że samemu jest mu nudno i chciałby mieć przyjaciół.

I znowu rysowanie zrobiło się przyjemne, a Gustaw tylko stoi, przygląda się i komentuje, że woda w strumyczku zimna, ale kłaść się już nie musi.

Iwona Piszczelska, wrzesień 2010 r.