Kilka kroków po wyjściu z domu podniosłam z ziemi liść. Miał intrygujące kolory: zielony, żółty i czerwony naraz i był zaskakująco niewielki jak na liść klonu.
Wszędzie dookoła, na drzewach i pod nogami czysto szeleścił kolor żółty, tylko mój listek był inny. Kolor żółty i czerwony pasowały do jesieni, ale zielony wydał mi się kwaśny jak niedojrzały owoc. W listku była jednak harmonia, jakby to było najzupełniej w porządku, że jeden organizm jest w trzech fazach rozwoju naraz. Niedojrzały, dojrzały i przejrzały współgrały ze sobą, a ich proporcje chwilowo były w równowadze.
Rozmyślając nad kolorami doszłam do przystanku i usiadłam na ławce. Z zadumania wyrwała mnie świadomość czyjejś obecności. Podniosłam wzrok i spojrzałam w oczy dziewczynie z innym liściem w ręce. Uśmiechnęłyśmy się do siebie bez słów. Obie byłyśmy w zupełnie innym świecie.
Wysiadając z autobusu liść schowałam do kieszeni. Pomyślałam, że go zasuszę. Ale kiedy wyszłam z pracy zupełnie o tym zapomniałam. Machinalnie zaczęłam międlić to, co znalazłam w kieszeni. Aaaa, ale to był mój lisć! Roztarłam go tak, że zostały tylko strzępy. Nie upilnowałam go, zniszczyłam. Puściłam okruchy na wiatr….
Następnego dnia rano w autobusie znów spotkałam dziewczynę z przystanku. Czytała książkę, a listka używała jak zakładki. Nie odważam się jej zaczepić. Czy słowa nie spłoszyłyby tego ulotnego porozumienia dusz, które zaiskrzyło między nami na zupełnie innym poziomie?
Swoim zniszczonym listkiem nie przejęłam się zbytnio, przecież jest jesień, pora liściastej obfitości. Ale wracając do domu nie znalazłam drugiego takiego samego. Obeszłam wszystkie klony między pracą a domem i tylko pod jednym drzewem znalazłam liść podobny, ale dużo większy.
Po tamtym małym listku pozostało tylko wspomnienie i refleksja. Jak to możliwe, że tak rzadki okaz liścia, był pierwszym lepszym, który podniosłam? Jak to możliwe, że kogoś tak wyjątkowego spotkałam na moim codziennym przystanku? Jak to możliwe, że jednemu i drugiemu pozwoliłam odejść?
(na zdjęciu, ten podobny…)
Iwona Piszczelska, jesień, 2020 r.