Listek, który utknął

Ten lipowy listek znalazłam wciśnięty pomiędzy oczka siatki otaczającej boisko. Znieruchomiał na przeszkodzie, utknął w podróży, zawisł w czasie.

Ale czy na pewno?

Ma trudny do określenia brązowo-kremowo-różowy kolor. Jest w świetnej kondycji jak na mroźny środek zimy. Ogonek ma ustawiony pod kątem do głównego nerwu, jakby rosnąc odwracał się do światła. Przy ząbkowanej krawędzi widać szereg maleńkich dziurek – małe gąsienice pewnie wygryzły sobie tędy wyjście na słoneczną stronę liścia. Pod spodem w tym miejscu jest ślad po kokonie, a sam liść jest bardziej szary i kruchy. Ma wyraziste unerwienie, podkreślone czarnym kolorem pleśni, musiał przebywać w dużej wilgotności. Jakim cudem przeżył on jesień i zimę?

Znieruchomiał? Utknął? Przeżył?

Piszę o zeschniętym listku jakby miał możliwość ruchu. Jakby odrywając się od drzewa sam sobie wybierał miejsce gdzie spadnie. Jakby miał wpływ na miejsce, w które zawieje go wiatr lub osobę która go podniesie i książkę do której schowa. Piszę o zeschniętym listku jakby był żywy. Jakby oddzielenie od gałęzi nie było końcem. Jakby jego podróż zaczęła się dopiero w momencie kiedy oderwał się od drzewa. Jakby dopiero teraz doświadczał życia, które wcześniej tylko obserwował …

Poczułam się niezbyt odległa od liścia.

Pandemia przesłoniła otwarty świat jak oczka siatki boisko. Wciśnięta pomiędzy biurko a krzesło, tkwię w jednym miejscu robiąc wciąż te same dobrze znane i bezpieczne rzeczy. W podróży wewnętrznej utknęłam odcinając się szybą niezgody od zewnętrznych wydarzeń. Lęk i bezruch są większe. Znieruchomienie zalęgło się nawet w szufladzie z twórczością. Jak listek na gałęzi, dyndam zawieszona w oczku czasu, czekając na wiatr zmian.

Iwona Piszczelska, luty 2021