Pisze się bajka…

I. Piszczelska „Jednorożec i Skrzat wyruszają w podróż”, techn. mieszana, 23×31

Dawno, dawno temu, w 2007 roku, przyszedł do mnie taki obraz. Była to pierwsza rzecz, którą naszkicowałam po wieloletniej przerwie. Namalował się ot tak, z lekkością, jakby zupełnie niechcący. Pociągnął za sobą następne. Przecież koń i skrzat jakoś musieli się wcześniej poznać, coś musieli razem robić. Kiedy wrzucałam kolejne kadry do galerii internetowej, dopisywałam krótką historię albo dialog. Dzieci były wtedy małe, więc bajkowe klimaty były na porządku dziennym. Niestety nie złożyłam tego w całość, dzieci urosły, a kolorowe konie odeszły w zapomnienie.

Pozostała tylko tęsknota za nienapisaną bajką.

Czternaście lat później zapisałam się na kurs pisarski. Wahałam się, zastanawiałam, przymierzałam… aż w końcu podjęłam decyzję. W dniu, w którym to zrobiłam, odnalazłam na dysku zapomniany plik z kilkoma stronami notatek o koniu i skrzacie. Dobrze mi się czytało te stare zapiski, one były ciągle żywe. Jak to możliwe, że odnalazłam je akurat tego dnia? Jak to możliwe, że ta historia zaczekała?

Na kursie powstał zarys fabuły i początek historii.

Na wakacyjny urlop pojechałam z całą rodziną na wczasy w siodle. W trakcie pobytu w Stadninie Kierzbuń pociągnęłam historię tak daleko, jak się dało. Podpytywałam przy okazji właścicieli o różne końskie historie. Usłyszałam kilka takich, które wydarzyły się na ich oczach, a były bardziej nieprawdopodobne niż moja bajka. Potem były ferie i znów lato. Moja opowieść powoli nabiera kształtu.

Bohaterm jest koń o imieniu Rozmaryn, zwany Rożkiem, który ucieka z pastwiska i szuka stada wolnych wędrownych koni. Uważa siebie za zwyczajnego konia, ale jego umaszczenie zmienia się w zależności od przeżywanych emocji, co jest powodem różnych kłopotów. Spotyka skrzata Frazka, który w złą godzinę wypowiedział życzenie, że chce być tak duży jak człowiek. Jest magiczną istotą, ale wygląda jak człowiek i próbuje odnaleźć się w świecie ludzi. Jego pasją jest szycie. Podróżują razem na północ, gdzie mieszka mistrz krawiectwa i gdzie najprawdopodobniej zmierzają też wędrowne konie.

A tu mały fragmencik o tym, jak to się stało, że koń wyruszył w swoją podróż:

Podobno wędrowne konie przechodziły niedaleko, szły w górę rzeki. – Wiadomość obiegła pastwisko od jednego końca do drugiego.

Starsze konie parsknęły śmiechem słysząc, że plotka z czasów ich dzieciństwa jest ciągle żywa. Bo czy ktokolwiek widział wędrowne konie? Czy ktoś z nimi rozmawiał? Nie było na pastwisku nikogo, kto mógłby pochwalić się takim wspomnieniem. Po chwili spokojnie pasły się dalej.

Ale na młodych koniach wieści zrobiły wrażenie. Zwłaszcza na Rożku, młodziutkim siwku. Aż mu dech zaparło z podniecenia. Więc jednak! To nie bajka! Wędrowne konie istnieją naprawdę! Pełnym galopem zatoczył koło wokół kumpli Lubczyka i Oregano i aż przysiadł na zadzie hamując. Serce waliło mu jak szalone, ale wcale nie z powodu ostrego biegu.

– Marzę o tym, by być swobodny jak one – zwierzył się – chciałbym do nich dołączyć!

Ach wolne konie! Tyle razy sobie wyobrażał, że to z nimi galopuje.

– Zwariowałeś? Jak chcesz się stąd wydostać? – Oregano zastygł w zadziwieniu.

– No co ty… To włóczędzy. Nikt o nich nie dba. – Lubczyk przestąpił z nogi na nogę.

Co oni mówią! Rożek ze świstem wciągał i wydychał powietrze szeroko otwierając nozdrza. Konie są gdzieś tutaj, a on stoi jak ten kołek. Muszę biec i ich szukać. Ach! Nie mógł ustać w miejscu.

– Przy ludziach jest bezpiecznie – Lubczyk kontynuował – troszczą się o nas.

– No i co z tego. Nigdy nie interesowało cię, co jest po drugiej stronie? – Rożek machał głową w kierunku lasu w oddali.

– No i co się gorączkujesz? Przecież ten płot jest wyższy od ciebie!

Rożek przymknął oczy. Tyle razy wyobrażał sobie, jak przeskakuje ogrodzenie. A potem biegnie po otwartej przestrzeni. Pęd powietrza odgarnia mu grzywę, a ziemia lekko ustępuje kopytom… W marzeniach odnajdywał wolne stado i w upojeniu frunął dalej razem nimi.

– Sama ochota nie przeskoczy płota. Co ty myślisz, że jesteś jakiś wyjątkowy, inny niż my wszyscy? Rożek, przecież jesteś zupełnie zwyczajnym koniem! – dokończył Oregano.

Nagle poczuł jak w swoim śnie na jawie potyka się i koziołkuje. Otworzył oczy. Chłopaki patrzyli na niego drwiąco. Spuścił głowę ze wstydem.

Nie dalej jak wczoraj w trakcie biegu wydawało mu się, że tuż obok niego przeleciał skrzydlacz. Miał z pewnością czarny grzbiet i skrzydła, ale leciał zbyt nisko, by mógł dostrzec czy pod spodem jest biały. W powietrzu skrzydlacze wyglądają podobnie do ptaków, dopiero gdy bijąc skrzydłami wyciągają nogi by wylądować, widać że mają sylwetkę konia. Ta chwila rozproszenia, gdy patrzył w bok zamiast przed siebie, kosztowała go widowiskowe potknięcie na oczach całego stada. O mało co nie zarył chrapami w trawie.

Czy taka gapa jak on da radę przeskoczyć? Czy to ogrodzenie nie jest czasem tak potwornie wysokie z powodu wędrownych koni? Ale po chwili zalała go fala złości na słowa Oregano. Że on nie da rady? To było jak obelga. Dość!

– Przeskoczę! Albo przefrunę. Jak skrzydlacz…

I za nim pomyślał co robi, zanim pomyślał co może się stać, rozpędził się, wydłużył krok, rozciągnął ciało w cwał i popędził prosto na ogrodzenie.

I. Piszczelska „Jednorożec spotyka Skrzata”, techn. mieszana, 23×31

Zobowiązuję się skończyć moją bajkę do końca 2022 roku.